RI #9
Poruszanie się po abstrakcji daje tę przewagę, że w każdej chwili można zawrócić, przystanąć lub przyspieszyć. Jakoś nie mogę oderwać się od formy wypowiedzi pisemnej, w której świat przedstawiony jest z perspektywy obserwatora. Parę razy próby były już podejmowane, jednak za każdym razem maskowałem je w późniejszym czasie jakimś trafnym dopiskiem (bo jak mógłby nie być trafny). Co ciekawsze kiedy w archiwum szukałem dzisiaj krótkiego wierszyka poczytałem sobie co nieco i doszedłem do dwóch wniosków. Pierwszym z nich było na pewno to, że mam rok więcej niż miałem wtedy. Druga refleksja dotyczy tego, iż tak naprawdę nic przez ten rok się nie zmieniło. Prócz tego, że doszedłem do upragnionego końca seryjki i wszyscy przyzwyczaili się już do lay’u na tak zwanym ‘majn sajcie’, a nawet, jeśli się nie przyzwyczaili to zwyczajnie przestali tu zaglądać. I w taki oto sposób anarchy dołączył do dziesiątek innych ‘starych’ blogowiczów, o których zapomniał świat a co gorsza społeczność blogowa. Jeśli miałbym doszukiwać się tutaj przyczyn, jedną z nich byłoby zapewne usunięcie news’ów ze strony głównej, w których to zwykłem niepodzielnie królować. Na szczęście ilość komentarzy pod ostatnią 108-ką moich notek była dla mnie tak ważna jak to gdzie znajduje się moja czapka, kiedy to posiadłem, zdolność zginania ręki w trzech czwartych kości przedramienia i jak się później okazało także uszkodzenie nerwu. Czemu, bo tak i już (jakby napisał Forest Gump).
To jeden z tych wpisów, których nienawidzę, pisanych tak ot, z wyłapanych myśli (rok temu starałem się wytłumaczyć sobie, na czym to one polegają). Wolałbym, aby został zapomniany, ponieważ jego pojawienie się jest tylko czystą formalnością, dzięki której mój chory estetyzm będzie mógł spać w spokoju nienękany żadnymi nawet najmniejszymi niepokojami. Trzeba będzie znów nauczyć się pisać o tym, co siedzi w głowie w sposób bardziej przejrzysty i dostępniejszy. Niekoniecznie po to by osoby drugie mogły to zrozumieć. Na tym nigdy mi nie zależało. Bardziej po to by samemu nie popaść w rutynę i tym samym nie stać się kolejną nudną kopią samego siebie z czasu, kiedy wszystko było fajne.
Dodaj komentarz