S(hort) T(hought) #39
Yes, Anastasia – Mam ochotę się na coś wylać, mam ochotę coś namalować, albo nie, nie umiem malować, mam ochotę zrobić zdjęcie, ale takie jak ja chcę.
Potrzebuję klifu, przedstawiającego życie, zwężającego się w miarę upływu czasu. Potrzebuję morza, niebieskiej otchłani, która będzie nieskończonością. Dalej słońca, wielkiego słońca jak na pejzażach, wznoszącego się nisko nad taflą wody, barwiąc ją lekko na kolor ognistego imbiru, ono będzie… po prostu będzie. Potrzebuję drzewa stojącego prawie na skraju klifu, uschniętego, które swoim cieniem tworzy wiele dziwnych kształtów, będzie światem, będzie jego dziwnością i obrazem. Mewa, tak potrzeba mi mewy, unoszącej się wysoko, będącej tylko czarnym „/\/\” na tle słońca, takiej, która byłaby wolna. Jeszcze wiatr, wiejący z południa, ciepłego wietrzyku, bawiącego się w powietrzu, zdmuchując niewinnie kapelusze i chusty. Na końcu będzie ona, stojąca na samum krańcu skarpy, z rozłożonymi rękami, w białej sukience w kwiatki, z włosami do pasa rozwianymi w stronę północy, o cieniu długim jak cały klif. Niech patrzy ku słońcu, na mewę, niech nie zwraca uwagi na drzewo, na skały pod sobą, na morze ani na wiatr. Jest coś jeszcze, potrzebuję czystego bytu, bez ciała, bez aparatu i bez rąk, samego umysłu, który nie zakłóci tego obrazu, który spojrzy na niego i zapamięta…
We’ll see how brave you are,
We’ll how fast you’ll be running,
Yes, Anastasia
Dodaj komentarz