Story #17
To nie było to, wyjątkowo nie to. Ludzie są tacy słabi, rodzą się, a potem umierają nie zdając sobie sprawy z tego, że jest coś po środku. Żyją zdecydowanie za krótko, za często na swoje życzenie. Stracił już dość dużo osób w swoim życiu, miało to jakiś wpływ na jego rozwój. Nie za duży, nie za mały. Jakiś, to było jedyne słowo mogące określić wielkość. Kiedyś chciał pomagać innym, chciał czuć się potrzebny, pocieszać ludzi starych, pomagać im przebrnąć przez starość w taki sposób, aby jak najmniej o niej myśleli. Jednak, nie w tym rzecz. Zrozumiał to po tym jak umarł jego dziadek. Wcale mu nie pomagał, nie pocieszał go. Nic z tych rzeczy.
Ludziom nie da się pomóc, ludzie chcą cierpieć, ludzie chcą być chorzy, załamani, starzy, zmęczeni lub kalecy. Ludzie uwielbiają, kiedy ktoś wokół nich lata a oni mogą pokazać, że wcale im nie zależy. Sęk w tym, aby nie chcieć pomóc za wszelką cenę. Aby przyjść do człowieka i poznać go, aby dowiedzieć się, jaki jest jego ulubiony kolor a nie mówić mu, że 14 dni życia to dość długo. Ludzie nie powinni próbować pomagać, ludzie powinni być. Bo sama istota bycia jest już czymś wielkim. O to właśnie chodziło. Im bardziej chciałeś pomóc człowiekowi, tym bardziej utwierdzałeś go w tym jak beznadziejna jest sytuacja, w której się znajduje.
Teraz siedział z Nim na klifie i patrzył na zachód. Każdy człowiek kiedyś się załamie, każdy ma chwilę refleksji, sęk w tym czy są wtedy powody, aby ją pogłębić.
Miał rozczochrane włosy, widać było, że nie spał. Był niespokojny, nie mógł skoncentrować wzroku na niczym konkretnym. Był skrajnie wyczerpany psychicznie. Świat mu się walił, a do tego uważał to za najbardziej żałosną rzecz, jaka może się człowiekowi przydarzyć. Popadł w to, co przez całe życie uważał za przeżytek.
Chłopiec jeszcze raz popatrzył na niego, wstał, klepnął go w ramię, ‘do jutra’. Odchodził, nie odwracał się, nigdy nie patrzył wstecz. Wiedział, że On będzie tam siedział przynajmniej do momentu, kiedy niebo zrobi się czarne ‘jak najczarniejsza noc nad Klatch’ańską pustynią’, a rozjaśniać je będą tylko małe punkciki zwane gwiazdami. Nie martwił się o niego, wiedział, że jutro znów go tu znajdzie. Możliwe, że nawet się stąd nie ruszy, ale zawsze będzie czekał na kolejny zachód, będący zapewnieniem kolejnego przeżytego dnia.
Choroby umysłowe są tylko i wyłącznie zależne od naszej woli. Każdy człowiek ma w sobie moc, aby wstać i powiedzieć "chrzanić to" a potem żyć dalej jakby nigdy nic. To jest właśnie istota umysłu. Robi to, co chcemy, ale wyraża też swoje zdanie. Które często jest bardziej racjonalne od naszego…
Używam różnych czcionek dla różnych postaci Wharton się nie obrazi
Dodaj komentarz