Story #33
Co była w stanie zrobić dla akceptacji jej osoby przez innych? Nic, może to właśnie był problem jej alienacji, nie zależało jej. Tragedią outsiderów jest właśnie brak akceptacji, jednak ci byliby w stanie zrobić wszystko dla chwili uwagi poświęconej ich osobie. Ona wolała być sama, odrzucała pojęcia określające zachowania „stadne”, jak miłość, przyjaźń. Siedziała teraz przy biurku przenosząc swoje myśli na papier, czyniąc swoją konfesję przed samą sobą. Nie był to list, taki list, jaki pisał chłopiec, kiedy czuł, ze w jego życiu zaszło zbyt wiele zmian. To była raczej lista myśli wypowiedzianych w głębi duszy, takich, których świat nigdy nie pozna, które zobaczy tylko ona i tylko ona je zapamięta. Skończyła, zamknęła pióro, odłożyła je do drewnianego kubeczka pełnego różnego rodzaju ołówków, węgli, pędzelków i innych rzeczy służących do brudzenia papieru. Wstała i zapaliła świeczkę. Nie po to by oświetlić pokój, bardziej po to by ta po prostu się świeciła. To było swego rodzaju przyzwyczajenie, codziennie przy zachodzie słońca zapalała świeczkę, stawiała ją na biurku i patrzyła jak żółto – pomarańczowy płomyk wykonuje swój samotny taniec na jej czubku. To nie prawda, że nie potrzebowała ludzi, kontaktu, to istniało w jej życiu zupełnie tak samo jak w życiu każdego człowieka, jedyną różnicą było to, iż ona umiała zastąpić te rzeczy czymś innym. Zamknęła na chwilę oczy, wydawało jej się, że słyszała uderzenie kropli deszczu, coraz większej ilości kropel rozpryskujących się o dach, werandę, schodki i ziemię. Szeleszczących w powietrzu. Otworzyła oczy, wstała, zgasiła świeczkę. Nic nie jest tak ważne, że nie można z tego zrezygnować, a przynajmniej nie jakaś świeczka. Wyszła, bez większych przygotowań, w czarnej koszulce na ramiączkach i długiej pomarańczowej spódniczce w małe białe kwiatki. Deszcz rozlał się wokół jej figury, robiąc miejsce na jedną jedyną istotę, która w taką pogodę spaceruje swobodnie po trawie. Tym razem nie chodziło o deszcz, o prysznic dla ducha, tym razem szła w jakimś określonym kierunku. Gdyby deszczowa pogoda mogłaby czuć, teraz czułaby się samotna, ponieważ jej jedyna towarzyszka akceptująca ją taką, jaką była przestała akurat dziś zwracać na nią uwagę.
Szła w stronę polany wyraźnie kogoś szukając, przeszła obok portu i zagajnika, aż doszła wielkiego drzewa o rozłożystych gałęziach. Przystanęła, zawróciła, teraz szła pod górę, krętymi ścieżkami. Kiedy już była przy kamykach zobaczyła tam chłopca. Siedział oparty o jeden z nich i wpatrywał się w dal, jakby próbując przebić się wzrokiem przez zasłonę płaczu, jaką tworzyły spadające krople wody. Podeszła bliżej, stanęła tuż przed nim zasłaniając to, na co patrzył. ‘Porozmawiajmy’…
ps. ja lubie bajki ;)
Dodaj komentarz