Story #34
Niebo było zasnute chmurami, a z racji tego, iż była noc także i czarne. Na szybach pojawiały się wzory tworzone przez mróz. Ziemia była zziębnięta, trawa kładła się przy ziemi jakby przygnieciona niewidzialną siłą. Wiatr kłuł odsłonięte części ciała z każdym ruchem powietrza. Woda była prawie martwa, spokojna, w oddali przez ostre powietrze widać było jaśniejącą latarnię rzucającą swój wielki słup światła, co pięć sekund w stronę zatoki. Lasek i polana były ciche i puste. Prawie wszystkie istoty pochowały się w swoich domach, norach lub dziuplach. Nad zatoką jaśniały gdzieniegdzie zapalone światła.
Chłopiec stał w dolinie z rękami wsadzonymi w kieszenie kurtki, przez jakiś czas patrzył jak z jego ust z każdym wydechem wylatuje obłoczek pary wodnej. Później odgarnął kłębek włosów z twarzy i popatrzył do góry. Obserwator uśmiechnąłby się teraz pewnie gdyby akurat stał gdzieś niedaleko. Widok osoby stojącej w miejscu i patrzącej z uporem maniaka w niebo musi być ciekawy. Przymrużył oczy, leciały, tańcząc w powietrzu w miarę jak opadały ospale na ziemię. Czekał jeszcze chwilą aż pierwsze płatki dotkną jego twarzy. Czuł się świetnie, czekał na śnieg cały rok, uwielbiał ciszę zakłócaną tylko skrzypieniem śniegu pod nogami. Uwielbiał ten niesłyszalny wręcz szum, jaki wydawały z siebie płatki przerywające powietrze, w końcu tą magiczną biel, jaką pokrywał się świat.
Leżał na łóżku, w tle leciała jakaś muzyka, nie zwracał na nią uwagi, byle tylko zakłócała ciszę panującą w domu. Patrzył przez dachowe okno. Widoczność może nie była zbyt dobra jednak dostrzegał chmury zakrywające całe niebo. Kiedy zaczął padać śnieg on miał akurat zamknięte oczy, po ich otworzeniu na oknie było widać osadzające się płatki śniegu. Nie zwrócił na niego większej uwagi. Dalej wpatrywał się w odległe punkty, wychwytując w tym chaosie pojedyncze płatki niego i sprowadzając je wzrokiem aż do momentu, kiedy przestawały być widoczne. Cykl życia, wiosny, lata, jesienie i zimy. Świadczyły o mijającym czasie. Nie przywiązywał do nich uwagi, zawsze jednak umiał wychwycić w nich coś, na czym mógł się skupić przez czas ich trwania. Jak choćby letnie zachody, czy zimowe opady śniegu.
Siedziała przy oknie patrząc na świeczkę i szybę tuż za jej płomieniem. Po skupiła się już tylko na oknie, patrzyła jak płatki śniegu wirują i spadają na ziemię, jak uderzają o szybę ginąc tuż po zetknięciu się z nią. Wstała, zasunęła krzesło, podeszła do szyby, przytknęła do niej rękę, poczuła zimno przechodzące przez dłoń. Przysunęła twarz, zamknęła oczy, dotknęła policzkiem szklanej powierzchni. Uczucie było przyjemne, ogarniał ją spokój i poczucie bezpieczeństwa. Chłód orzeźwiał, otwierał oczy. Chciała usłyszeć opadający śnieg, tak jak słyszała szumiący deszcze. Przylgnęła jeszcze bardziej i zastygła bez ruchu.
Tym razem nie było żadnych przesłań, jedynie magia chwili…
Dodaj komentarz