Story #43
Śnieg skrzypiał pod nogami, słonce schowało się już za horyzontem, ludzie przechodzili gdzieniegdzie podziwiając ozdoby w oknach sąsiadów. Uliczka była długa, z obu stron najeżona małymi drewnianymi domkami ze szpiczastymi dachami obsypanymi śniegiem i ozdobami wszędzie tam gdzie dało je się umieścić. Latarnie uliczne oświetlały okolicę i śnieżnobiałe chmury nad nią. Szedł z głową spuszczoną w dół i rękoma w kieszeniach kurtki. Myśli stały w miejscu, mrużył oczy obserwując czubki swoich butów. Dookoła była prawdziwa zima. Podniósł wzrok, ulica wydawała się zamglona, zwężona, chmury przesuwały się szybko po niebie, ludzie przechodzili obok zupełnie jakby nie istniał. Czas zwolnił, ciągnął się jak toffi. Ręce zwisały teraz w dół poruszając się razem z ciałem. Kurtka była rozpięta a szalik odwiązany. Skręcił w jedną z mniejszych uliczek. Podszedł do wystawy, spojrzał na nią, jego twarz odbijała się niewyraźnie w szybie. Lustro jest bardzo ważne, patrząc w nie widzimy swoją twarz jednocześnie jednak patrzymy jakby na inną osobę, której myśli znamy. Lustra mają magiczną moc, podobno kradną część osoby. Odbicie pozostaje aż do momentu, kiedy wyjdziemy poza ramę, wtedy odbicie odchodzi, czasem gubiąc się gdzieś po drodze. Patrząc na swój obraz łatwiej jest nam się ocenić. Oczy i reszta twarzy tak sprytnie ukryte przed nami przez większość dnia są teraz widoczne, zdradzają nas.
Przytknął czoło do szyby, ręce nakrapiane były popękanymi krwinkami, wystukiwały na gładkiej powierzchni jakiś rytm. Podniósł je, spojrzał. Nic nie czuł, nie było zimno, nie było bólu ani nawet myśli. Tabletki przeciwbólowe czynią cuda. Zagłuszają wszystko to, co w życiu codziennym dociera do nas ze wszystkich stron. Wyciszają bodźce, a tym samym odgradzają nas od rzeczywistości. Pozwalają zapomnieć o bólu a jednocześnie i o reszcie życia…
…
Damn somethin’ more should be here, I think Physically handiccaped
toffi w krówkach podrabiają, to już nie to co te w żółtych opakowaniach z brązową krową
Dodaj komentarz