Story #53
Huśtawki latają raz w jedną, raz w drugą stronę. Dlatego są huśtawkami.
Każdy ma swoją muzykę, niezależnie od tego ilu różnych gatunków by słuchał, zawsze jest jedna specjalna, całkowicie wyrażająca jego osobę, nutami, brzmieniem, tempem, słowami. Wspominanie o niej ma swój cel, to ona wprowadza nastrój, pozwala łatwiej zrozumieć atmosferę, myśli. Była dziwna, dość szybka, głośna, brudna od nieczystych dźwięków gitar, ktoś kiedyś powiedział, że koncert z taką muzyką to najlepsze miejsce na popełnienie samobójstwa. Zapewne chodziło mu o atmosferę jak wtedy udzielała się wszystkim słuchającym. Chociaż, do tego nie potrzebny był koncert, nawet puszczona z płyty wnikała głęboko w głowę i zmuszała myśli do wpłynięcia na ten konkretny tor.
Jego brwi były ściągnięte, usta też, miał zaciśnięte zęby. Był zły, na siebie, za co dokładnie? Nie wiadomo, po głowie chodziły mu różne powody, brak pomysłów na jutro, coraz rzadsze spotkania z innymi ludźmi, ta cholerna muzyka, która jeszcze pogarszała jego nastrój, to że nic nie mógł poradzić na zmrok zapadający tak wcześnie, to że był zły. Stał przy oknie i patrzył w ciemność rozświetlaną gdzieniegdzie zabłąkanymi światłami roweru lub samochodu. Chciał się uspokoić, przestać być na siebie złym, znaleźć sposób, żeby poukładać wszystko co nie dawało mu spokojnie spać, poznać kogoś od nowa.
Nie jest nowością, że każdy ma złe dni, szczególnie jesienią, kiedy dzień jest taki krótki, słońca nie widać przez grubą warstwę chmur, a ludzie chowają się w swoich domach przed zimnem. Wtedy siedząc samemu w pokoju oświetlanym sztucznym światłem, myśląc nad tym co zrobić by już nadszedł kolejny dzień, dopada nas to cholerne uczucie jakbyśmy byli małymi bezsilnymi dziećmi które nic nie mogą poradzić na to, że boją się stracha spod łóżka.
Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to, że nikt jeszcze nie znalazł sposobu by sobie z tym poradzić.
Dodaj komentarz