Story #60
Leżał spokojnie na swoim łóżku wpatrzony w nicość zamkniętych powiek. Była noc, dość głęboka by zachciało mu się spać. Jego myśli wolno płynęło w głowie czekając na chwilowe zaczepienie się w jego jaźni i poprowadzenie go do snu. W pokoju było ciepło, ciemność rozświetlały tylko lampki spod ściany gdzie stał ściszony sprzęt grający.Dzisiejszej nocy rolety nie zasłaniały okien, a te nie były zamknięte. Całość dawała uczucie niekończącego się spokoju i rozluźnienia. Odgłosy zza okna były ciche, czasem ledwo słyszalnek, rozpraszały ciszę pomieszczenia dając niewyraźny obraz tego co działo się tam, w rzeczywistym świecie.
A gdyby tak już nigdy nie otworzyć oczu? Żyć do końca z zamkniętymi powiekami i istnieć tylko w świecie tworzonym przez umysł. Nietrwałym, zwiewnym, niewyraźnym, sennym. Gdyby chwytać myśli i wypuszczać je za chwilę, tak jak to robi się z powietrzem. Zjadać własne pomysły i koegzystować z problemami. Jednym słowem, stworzyć świat na nowo, na zupełnie odmiennych zasadach, niedopasowywujących się do tych ze świata rzeczywistego. Ale, czym byłyby one po pewnym czasie? Po roku, dwóch latach? Zapewne stałyby się 'normalnością' od ktrórej każdy tak panicznie ucieka. Co wtedy? Otworzyć oczy? Powrócić do czegoś, czego wcześniej się wyrzekło?
W głowie pojawił mu się symbol rzeczywistości - drzewo, od niego doszedł do dzieciństwa a stamtąd szybko przeszedł do jakiejś głupiej gry. Dalej były sanki, a po nich wszystko wirowało, by po chwili ustać i zatrzymać się w sennym transie w który właśnie został złapany. Teraz już nic nie było ważne, a świat o którym właśnie myślał stał się rzeczywistością.
Krótką...
Dreszcz przeszedł po jego ciałe zrywając wszystkie liny łączące go z krainą snów. Został tylko niewyraźny obraz tego, co działo się przed chwilą. Delektował się nim, w miarę jak robiło się coraz chłodniej. Nie otwierał oczu, to był ten moment, kiedy nad ranem jest naprawdę chłodno, kiedy świat budzi się do życia. Jeśli naprawdę się postarać, można wtedy być w stanie półsnu, który czyni rzeczy lepszymi. Zza otwartego okna, prócz chłodnego powietrza, do środka dostawały się również odłgłosy świata, tym razem głośniejsze, jednak cały czas delikatne. Odległe szczekanie psa, śpiew ptaków.
Uwielbiał ten moment, kiedy zdarzało się to pierwszy raz w roku, oznaczało, że już nadeszła wiosna, że wszystko wróciło do normy, na swoje miejsce. To trochę go uspokajało, wynagradzało jego czekanie od momentu rozpoczęcia się jesieni, kiedy do snu musiał pierwszy raz zamknąć okno. Teraz było już dobrze..
A co do prywatnego świata, to chyba każdy na poszczególne wydarzenia, na wszystkich ludzi patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń swoich myśli...chyba nei trzeba zamykać oczu by stworzyć sobei włąsny świat;) Chyba ze powieki będą bagażem naszych pzreżyć, uczuć i będą troszkę prześwitujące...
działa!!
Dodaj komentarz