Story #67
Opierał się o ścianę, oddychając ciężko i trzymając się wolną ręką za klatkę piersiową. Coś dławiło go w środku, jednak nie stanowiło to w tym momencie większego problemu. Ilość substancji psychoaktywnych znajdujących się w jego organizmie idealnie zagłuszała krytyczne wzywanie pomocy przez jego płuca. Przykucnął, oparł się o ścianę, ukrył twarz w dłoniach. Po chwili jego głowa przelała się przez nie i spadł gdzieś głęboko do pokoju pełnego krzeseł, z białymi kafelkami na ścianach. Wpadł w panikę, wiedział, że musi się obudzić, zanim jego mózg przejdzie w stan czuwania i halucynacja go pochłonie. Wielkim wysiłkiem zmusił się do otwarcia oczu, podniósł głowę. Siedział w ciemnym korytarzu najeżonym drzwiami do pokoi. Na końcu znajdowało się wejście do kuchni, w której widział trzy siedzące osoby. Ktoś przetoczył się przez korytarz sprawdzając po drodze jego stan. Badaniu poddał się bez oporu, ciało nie miało siły się bronić… nawet gdyby tego chciał. Zapewnienie, że przeżyje nie zrobiło na nim wrażenia. Przybysz odszedł w stronę salonu z którego wydobywały się dźwięki powykręcanych Jungle’i. Spróbował się podnieść, powoli prostował kolana, cały ciężar ciała opierając o ścianę. Przesunął się przy niej w pobliże jednego z pokoi. Wpadł do środka, nie było tam nikogo. Samo pomieszczenie było dość przyjemne, ciepłe kolory czerwieni i brązu na ścianach, meble z ciemnego drewna i łóżko w kącie. Okno jak w całym domu było zasłonięte. Dopełzał do łóżka, usiadł na nim i oparł się o kąt.
Życie potrafi się czasem tak cholernie spieprzyć, że sami nie jesteśmy w stanie powiedzieć kiedy i dlaczego to wszystko się stało. Czasem to jest powolny i ukryty proces. Czasem wystarczy parę słów wypowiedzianych w odpowiednim momencie, wpadających do głowy, wiercących w niej dziurę i znajdujących ten czuły punkt który zawsze ukrywałeś przed światem.
Ale czy jest jeszcze jakikolwiek sens cofać czas? Czy nie lepiej zaakceptować to co się stało, żyć bez oszustwa, bez zmiany wspomnień, a co za tym idzie, rzeczywistości? Kolejne pytania rodzące nie odpowiedzi, a jedynie wątpliwości. A na końcu i tak wszystko sprowadza się do tego cholernego zagubienia i poczucia porażki.
Bo czy warto w ogóle pamiętać?
Dodaj komentarz