Story #9
Obserwator leciał nad wodą, stale utrzymując wysokość około 10 centymetrów. Spokojna tafla rozmywała się pod nim niczym zamazany obraz. Nie zatrzymywał się, dążył przez krainę zapomnienia w poszukiwaniu czegoś, kogoś, ważnego. Nie był pewien, o co chodzi, po prostu czuł, że musi szukać i znaleźć. Wiedział gdzie - prawie, zapomnienie było wielkie. Było już widać piasek pod cieniutką taflą wody. Już blisko, gdzieś tu, niedaleko, na tym odludziu.
Tak, był. Błękit morza zlewał się prawie z niebem, otaczając biały skalisty brzeg okrągłej wysepki. Była mała, dość mała by pomieścić krąg trawy idący od środka aż po samą plażę, o promieniu 200 metrów, dróżkę wiodącą od małego pomostu zbitego z desek i chatkę. Ta ostatnia cała zrobiona z kamienia. Nie małych kamyków, a wielkich głazów ułożonych w taki sposób, aby tworzyły wszystkie cztery ściany.
To tu, tu było mu dane spojrzeć tym razem, taka była jego rola, odnajdywać rzeczy, oglądać je, obserwować wszystkie działania, każdy ruch. Oko obserwatora zbliżyło się nieco bardziej do domku. Wydawał się być martwy, niezamieszkały, a jednak. Wiedział, że On gdzieś tu jest. Spojrzał dalej, tak, leżał na trawie patrząc nieruchomo w niebo. Był, egzystował. Cieszył się samotnością, każdym momentem spędzonym na rozplątywaniu supłów w jego umyśle. Tu było to możliwe, mógł spokojnie się położyć, nie słysząc niczego prócz z rzadka dochodzącego go szumu morza. Mógł ustawić swoje myśli w kolejce, posortować swoje teorie – oczyścić pamięć ze wspomnień. Obserwator zniknął, chłopak podniósł się do pozycji siedzącej z wystraszonym wzrokiem. ‘Ni…’ wyszeptał i zniknął…..
Otworzył oczy, zamknął je z powrotem, znów otworzył. Podniósł się, wstał, wyszedł. Otworzył dzwi, przeszedł na werandę, usiadł na niej. ‘Nie’….
Nienawidził snów – pokazywały mu to, czego nigdy nie zazna……