• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

anarch

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2009
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Archiwum wrzesień 2005


Story #66

Światło.

Promienie słońca wpadały przez otwarte na oścież okno. Leżał na łóżku, oświetlony od pasa w górę. Zmrużył oczy. Otworzył je, wstał. Ubrał jeansy. Dookoła słychać było dudnienie. Obszedł dookoła łóżko, stanął przy parapecie, wychylił się.

W głowę uderzyły krople deszczu, grube, ciężkie, lecące z maksymalna prędkością jednak dające się rozróżnić. Rozległ się huk, gdzieś w oddali wciąż słychać było jego echo. Stał i patrzył jak drobne sfery wody odbijają promienie słońca. Na niebie nie było chmur, deszcz padał jakby znikąd, popołudniowe letnie słońce świeciło intensywnie rozświetlając rzeczywistość. Sięgnął dłonią do pokrętła, przekręcił je. Powolne, ciągnące się niczym toffi dźwięki zrobiły się głośniejsze. Pijane, czkające gitary, ślimacze bębny i perkusja, analogowe zadrapanie przedłużane w nieskończoność aż do kompletnego chaosu w którym stawało się piękne. Muzyka przy której można umrzeć w spokoju, sprawiająca, że czujesz się jakby świat nagle zwolnił i już nigdy nie chciał przyspieszyć.

W dzień taki jak ten, kiedy słońce postanowiło świecić podczas burzy, kiedy deszcz zaczął padać znikąd, kiedy zapach ozonu przepełnił posklejane muzyką powietrze, stojąc w oknie na 11 piętrze budynku w miejscu daleko od wyspy, umocnił się w przekonaniu, że robi dobrze.

Bo czasem trzeba odpocząć, naprawdę odpocząć. Od rzeczywistości która przesiąka twoim zapachem i wchodzi w twoją głowę moszcząc sobie w niej gniazdko. Od ludzi i sytuacji które wciąż jak według jakiegoś niewidocznego skryptu powtarzają się w nieskończoność. Od snów i myśli w których ona ciągle jest ‘tu’, a nie ‘gdzieś tam’ i wszystko jest dobrze. Od uczucia beznadziejności z rana, kiedy po otwarciu oczu okazuje się, że jednak ‘tu’ wcale nie jest tak blisko, a to była tylko projekcja twojego zmęczonego umysłu. W końcu od niemocy która ogarnia całe ciało kiedy znów przed zaśnięciem uświadamiasz sobie, że miniony dzień nie różnił się niczym od tego który przeżyjesz jutro, a co gorsza wcale cię to nie uspakaja.

 

C_05e The W0rld…

0pen The N3x+..

 

11 września 2005   Komentarze (3)
Anarch | Blogi