Story #21
Czerwone krople spadały na ziemię rozchlapując się na niewielki obszar. Zdawać by się mogło, że tworzą wzory, jednak to tylko złudzenie zupełnie jak z kształtami chmur. Można było na nie patrzeć i swobodnie dobierać kształty. Od nastroju zaś zależało to, co tam zobaczymy. Człowiek widzi to, co chce widzieć, nie to, co jest naprawdę. W miarę jak do wanny napływało coraz więcej wody, krople zamiast rozchlapywać, po prostu się rozpływały. W patrzeniu na to, było coś magicznego, co namawiało do dalszego przyglądania się. To tak jak zabawy dziecka z wodą, kiedy zrozumie, że jeśli wleje wodę do jednego otworu rurki, to ona wyleci drugim. Woda przestała lecieć, kolor czerwony robił się coraz mocniejszy.
Popatrzyła sobie na rękę, jeździła po niej swobodnie idealnie zaostrzonym nożem i co chwila robiła nowe nacięcie, krew spływała małymi strużkami w dół, aby zetknąć się na zewnętrznej części ręki i spaść w dół. ‘Ludzie „tną” się, kiedy mają jakieś problemy’, myślała – ona nie miała problemów. Nie takich, które byłyby wstanie pociągnąć ją do pocięcia sobie ręki.
Pocięła się, bo chciała, w ten sposób znów mogła poczuć się niezależna, wolna. Nikt nie mógł jej tego zabronić. Nikt nie mógł jej powstrzymać, zabrać nóż i kazać iść do swojego pokoju. To był dowód jej niezależności. Wykorzystywała kolejną ludzką cechę. Mogła poranić swoje ciało, mogła wydrążyć w nim dziurę, na własne życzenie, z pełną premedytacją, a organizm i tak po pewnym czasie sam się naprawi. Zupełnie jakby był tylko sługą wykonującym jej polecenia bez względu na to jak są bezsensowne. Sprawiało jej to radość, ta władza, ta swoboda.
Odłożyła nóż, zawiązała sobie bandaż na przedramieniu i włożyła rękę do ciepłej wody. Po chwili wyjęła ją, popatrzyła. Rany za chwilę znów wypełnią się czerwienią, która nie ucieknie już poza nie. Zasklepi otwór, a później rozpocznie się proces reprodukcji tkanki i inne rzeczy, o których uczą człowieka zupełnie jakby tylko po to by mógł sobie popatrzeć na rozcięcie i powiedzieć „wiem jak to się teraz wszystko naprawi”. Wstała, obwiązała się ręcznikiem, wyszła z wanny i odkręciła korek. Podeszłą do okna, otworzyła je, blade światło księżyca w pełni, padało do pokoju. Położyła się na łóżku patrząc w księżyc. Lubiła takie wieczory, było wtedy tak przyjemnie ciepło, księżyc świecił w całej swej okazałości, a za oknem słychać było tylko ciche cykanie owadów…