Story #46
Schody wydawały się być na zmianę długie i strasznie krótkie jeszcze w tym samym momencie. Zejście w dół wydawało się rzeczą niemożliwą. Impulsy z mózgu popłynęły w dół ciała, dotarły do nogi, ta niepewnie stanęła na pierwszym schodku, potem druga. Złapał się poręczy, drugą ręką przytrzymał się ściany. Początek jest najważniejszy dalej pójdzie jeszcze łatwiej. Jeśli tylko nie zamknie oczu, jeśli skupi się na sęku w parkiecie, którym wyłożony był pokój na dole, na pewno się uda. Kolejny schodek. Tak, już jest dobrze. Zaczął myśleć o czymś innym, próbował sobie przypomnieć myśli z przed kilku chwil, nie pamiętał. Zszedł z ostatniego schodka, zasłonił roletę, jedną, drugą, usiadł w fotelu, odchylił głowę do tyłu. Odetchnął głęboko, szum w głowie ucichł na chwilę.
W zasadzie nie czekał na nikogo konkretnego, po prostu siedział na krawężniku, sandały wybijały rytm, cichy, ledwo słyszalny, ale w końcu nie było nikogo kto miałby to słyszeć. Mrużył oczy, słońce świeciło mu w twarz. Podrapał się po głowie, sandały zawisły na chwilę w powietrzu, zmieniły rytm, na trochę szybszy. Z góry schodził On, w lekko wyblakłej czerwonej koszulce, dżinsach, z ręką w kieszeni i włosami jak zwykle wyglądającymi tak jakby przed chwilą wstał z łóżka. Poszedł, usiadł na krawężniku z podkurczonymi kolanami, na których położył ręce, trzymał jedną za nadgarstek. ‘harmonia?’, ‘nie raczej zwykłe znudzenie, gdybym szukał harmonii nie siedziałbym tutaj’, ‘faktycznie’. Podniósł zwieszoną przez cały czas głowę, zmrużył lekko oczy, tzn. na tyle na ile mógł je jeszcze zmrużyć z racji tego, że zawsze miał je przymknięte. ‘chodźmy stąd’, wstał puścił rękę i rozluźnił dłoń, ta momentalnie zaczęła drgać. Wsadził ją do kieszeni. ‘boli?’, ‘w zasadzie powinienem już nic nie czuć, idziesz?’. Chłopiec wstał, otrzepał spodnie, zakręcił się w kółko i ruszył na nim kiwając lekko głową.
Czasem nadchodzi to uczucie, kiedy jedyną myślą jest ulżenie drugiemu człowiekowi. Czuje się moc, dzięki której można by wziąć wszystkie problemy świata na swoje ramiona niezależnie od skutków i tego jak straszne byłyby to rzeczy. To poświęcenie, to ta ludzka część każdej istoty. Nieważne jak silnej, jak twardej i nieugiętej, o twarzy kamiennej lub uśmiechniętej i rumianej jak jabłko. W takiej chwili liczy się tylko to uczucie zdolne przenosić góry. Najsmutniejszą jednak rzeczą jest to, że nic nie da się zrobić…