• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

anarch

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2009
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Archiwum 16 sierpnia 2004


RI #19

Schyliła się by podnieść kamień, złapała go w dłoń i ścisnęła. Podniosła się, rozejrzała dookoła. Wrzosowiska rozciągały się we wszystkie strony stykając się z horyzontem. Nocą, lub podczas burzy, kiedy wrzosy uginały się pod naporem wiatru ukryte w mroku było tu strasznie. Jednak w dzień taki jak ten, słoneczny, z nielicznymi chmurami na niebie i lekkim ciepłym, letnim wietrzykiem opływającym ciało, wszystko było przyjazne i tworzyło przepiękny krajobraz. Zaczęła schodzić w dół wzgórza by już po chwili wdrapywać się na kolejne. Trawa muskała jej odsłonięte łydki i łaskotała bose stopy. Nie było dróżki, tu nigdzie nie było dróżek, wszystko było takie jak kiedyś monotonne, nie zmieniające się, stałe. Oczywiście, istniały mostki, gościńce i tym podobne, jednak w tym miejscu wrzosowisk nie było żadnej z tych rzeczy. Może to dzięki temu czuło się tutaj taki spokój, opanowanie. To miejsce było wręcz idealne dla niego. Przeszła z wysokiej trawy w mniejsze kolorowe kwiaty. To wzniesienie było większe, miało bardziej płaski wierzchołek i było na nim dużo miejsca.

Stanęła naprzeciwko białego krzyża wbitego w ziemię. Spuściła głowę w dół, przygryzła wargi i zamknęła mocno powieki. Kostki jej dłoni pobielały kiedy zacisnęła rękę w której trzymała kamyk. Wróciły wspomnienia, zawsze wracały, ostatnio tak często. Nienawidziła go za to, że odszedł, tak zwyczajnie, bez zapowiedzi dostatecznie wczesnej by zdążyła się nim znudzić.

To prawda, że tak naprawdę zauważamy ile warci byli dla nas ludzie dopiero wtedy gdy ich nam zabraknie.

 

‘ja do dziś nosze pierścionek na palcu u stopy, każdy się pyta po co - nie wiem :)’

 

(przepraszam winiet, inaczej chyba już nie umiem)

 

16 sierpnia 2004   Komentarze (2)
Anarch | Blogi