RI #39
Robię porządki, czytam stare książki i zapiski ludzi których kiedyś znałem. Dobrze i niedobrze też. Wszechogarniające ogłupienie i wynoszenie na piedestały cnoty wszelkich zachować niektórych osób doprowadza mnie do pasji. Jestem nietolerancyjny. Wiem. Dobrze mi z tym. Łatwiej być wtedy zimnym soczkiem.
Powieki uniosły się powoli odsłaniając oko. Jego źrenicę, tęczówkę, białko. Światło dotarło do nich natychmiastowo, wdarło się do środka głowy, stworzyło obraz. Podniosła się, rozczochrała sobie włosy, zagarnęła je do tyłu. Odwróciła głowę w lewą stronę. Spojrzała na lustrzane drzwi szafy i odbijające się w nich okno. Wstała i podeszła do niego. Wyjrzała na ulicę. Ludzie chodzili w różnych kierunkach. Zajęci swoim życiem, tak ważnym, że wszystko kręciło się wokół nich. Miliony istnień, każde przekonane o swojej wyjątkowości, o wielkiej wadze swoich czynów. Uśmiechnęła się.
Znów podeszła do lustra, przekrzywiła głowę. Zmieniła uczesanie, zmieniła styl ubierania się, zmieniła świadomość, a na koniec wspomnienia. Tak, żeby dopełnić destrukcji jej dotychczasowego świata. Który nie znaczył dla niej już nic. Lub mniej.
‘aaa Twoje osobiste BLAH’