RI #41
W życiu każdego łowcy przychodzi taki czas, kiedy musi usiąść, wyjąć z torby małe białe zawiniątko, rozpakować je i zjeść kanapkę. Nie mam czasu na takie pierdoły. Jestem zbyt zajęty strzelaniem do innych. A kiedy jedzą strzelać jest łatwiej. Nie ruszają się, nie chowają po krzakach, są zajęci spożywaniem.
Myślę nad kupnem większego kalibru, najlepiej z wbudowanym granatnikiem, co by polować na większe grupy. Ekonomiczniej, a przez to i taniej. Same profity.
Nie umiem opanować napadów agresji. Ostatnio zastrzeliłem 28 biednych małych zwierzątek. Nie było mi ich szkoda, należało im się. Biegały we wszystkie strony szukając sensu swojej nędznej egzystencji. Pokazałem im go. W sumie same go ujrzały patrząc w głąb lufy z której po chwili z ogromną prędkością wystrzeliwał pocisk wprost między ich słodkie oczka.
Ale nie o tym miałem pisać, tylko o wielkich zmianach, które nadchodzą. Już niebawem, niedługo, tak.
Nie.
Nie będę o nich pisał, bo po co?
Zapamiętać: Środowisko deskogłowych akceptuje niektóre działania Street Art’owe
‘And I could never be a veteran’
Tricky