Story #55
Leżał na podłodze ciężko dysząc, każdy kolejny wdech powietrz sprawiał mu coraz więcej bólu. Kręciło mu się w głowie, nie mógł się skupić na niczym konkretnym, co chwilę jego uwaga była odwracana przez coś innego. I znów wdech chłodnego powietrza rozrywający jego klatkę piersiową, wdzierający się do niej, przechodzący w każdy jej kąt, drażniący wszystkie czułe miejsca, naruszający jej konstrukcję. Starał się poukładać w głowie swoje wspomnienia. Co robił wczoraj? Albo przedwczoraj? Czy w ogóle było jakieś przedwczoraj? Nie pamiętał nic, tylko strzępy rozmów, zarysy widoków, niewyraźne twarze rozmówców.
Kolejny wdech, kolejne chwilowe przywrócenie świadomości.
Ale co teraz, kim jest tak naprawdę? Zawroty głowy stały się jeszcze mocniejsze, musiał zamknąć oczy. Chciało mu się wymiotować. Może on już nie żyje? Może jego ciało zostało gdzieś w jego pokoju, kiedy zaczął się ból. Co jeśli teraz już nic nie czuje, a to co robi to tylko iluzje. Jego zagubiony duch próbujący się dostać do kuchni za wszelką cenę. Kiedy się ocknie, kiedy zrozumie, że to wszystko już minęło? Że już nie ma bólu, myśli, wspomnień, że teraz czeka go tylko jego ostateczny koniec, ten w który wierzył całe swoje życie.
Wdech, ból, otrzeźwienie.
A jeśli żyje, to czy za chwilę nie umrze? Za moment, kiedy oddychanie stanie się tak bolesne, że nie będzie mógł go wytrzymać, wtedy gdy płuca skurczą mu się najmocniej jak tylko potrafią. Ale przecież nic nie pamiętał, czy przed śmiercią zobaczy wszystko jeszcze raz? Jeśli nie, oznaczać to będzie śmierć bez wspomnień, bez czegoś o czym mógłby zapomnieć, co mogłoby opuścić jego głowę, niczym śmierć noworodka zbyt małego by cokolwiek pamiętać. Cały jego czas stanie się nieistotny, skoro nie będzie o nim wiedział w chwili śmierci.
Wdech, ból.
Skulił się gdzieś w przejściu z salonu do kuchni, złapał się za koszulkę.
Otrzeźwienie.
Co się dzieje? Co miał zrobić? Wziąć lekarstwo. W kuchni. Na stole. Zasnąć, spać spokojnie, nie czuć bólu, odpocząć wzrokiem. Zaczął się czołgać, determinacja złagodziła ścisk w klatce piersiowej. A może zapomniał co się dzieje, zapomniał, że jego płuca nie chcą przyjmować jego wdechów. Zapomniał o wszystkim, czuł się jak w transie kiedy powoli przesuwał się w stronę stołu. O śmierci, bólu, życiu, szczęściu, imieniu, płci, innych, domu, grawitacji, świecie. Tabletki.
Wieczko, dłoń, usta, spokój.
Skulił się pod stołem, oddech wyrównywał się, oczy znów się zamknęły, świat powoli przestawał wirować. Ciepło przepełniło jego ciało. Teraz było dobrze, przyjemnie, bezpiecznie, Teraz mógł zasnąć, obudzić się rano i nie pamiętać o tym co działo się zeszłej nocy. Cała istota tego wszystkiego to nie pamiętać, nawet swoich myśli…