Story #58
‘Wiesz, to zabawne, jak często ludzie chowają samych siebie przed wzrokiem innych. Jak bardzo nie chcą dać się poznać, bojąc się nawet najmniejszych przebłysków własnej osobowości. Nic nie mówią, wymyślają sobie swoje życie w którym żyją tak jakby było tym prawdziwym, a kiedy wrócą do domu ściągają z siebie misternie przygotowany strój i przestają grać. Sami, w domu, z dala od oczu innych znów są sobą, nie obchodzi ich to jak wyglądają, co mówią, teraz są prawdziwi. Przecież nikt nie powinien zabraniać prawdziwości. Nikt nie powinien mówić nie powinieneś śpiewać pod nosem, jeżeli to akurat jest twoim zwyczajem. Ale co kiedy tak zrobią? Panika, dlatego lepiej być kimś innym, kimś kogo traktujesz jak dalekiego znajomego. Wtedy mogą mu zwracać uwagę, wtedy może się zmieniać, wtedy mogą go odkrywać, tworzyć sobie JEGO obraz w swoich głowach. Histeryczne ucieczki w głąb własnej imaginacji po to by tworzyć coraz to nowe tożsamości, by nie dać się złapać w swojej naturalnej formie. To straszne..’
Zmiął kartkę, wstał od stolika, niedbale rzucił długopis, podszedł do szafy, założył bluzę. Kartka znalazła się w kieszeni bluzy, nałożył kaptur, wychodząc pomachał nogą sprawdzając czy sznurowadła nie rozwiązały się jeszcze na tyle by spadły mu buty – nie. Wyszedł i skręcił w lewo, w stronę wysokiego wybrzeża skąpanego teraz w blasku zachodzącego nieśmiało słońca.
‘Czy słońce też udaje? Czy łudzi nas wszystkich swoim ciepłym, jasnym światłem? A może tak naprawdę jest całkiem czarne, nieciekawe, pełne mniejszych i większych wad? Czy świat udaje? Czemu jest taki a nie inny? Może dopasowuje się do oczekiwań istot na nim żyjących, ukrywając swoją prawdziwą naturę, tak jak my, może tak jak słońce..’
Mijał właśnie jej dom, przystanął na chwilę, czy jest w domu? Zresztą po co miała by być, on idzie na klif, wyrzucić swój kolejny list. Ruszył do przodu, przeszedł kilka kroków, zatrzymał się. Przeklął swoja głowę za to co teraz myślała, zawrócił, przeszedł krótką dróżką, wszedł po trzech schodkach, stanął prze drzwiami i zapukał
‘Idąc dalej, nie ważne jak bardzo kogoś znamy, on i tak może się ukrywać, nawet przed nami, nawet przed naszą krytyką, naszym wzrokiem, gdzieś w swoim małym kombinezonie udającym kogoś zupełnie innego. Jedna wielka, cholerna zmowa milczenia, w której każdy chowa się głębiej lub płycej, ale jednak. A ty jedyny który to wiesz i tak niedługo zginiesz gdzieś wśród skał rozmyty przez przypływ, wszystkie słowa zaczną blaknąć, aż znów to co teraz piszę stanie się tajemnicą. Moją, tylko moją.’
To prawda, smutne jest kiedy listy nie dochodzą. Tak, nie ważne z jakiego powodu.
Ten list doszedł, mimo, że nie było na nim adresata a znaczek kosztował za mało.
Otworzyła drzwi, stał z przechyloną głową uśmiechając się głupkowato. ‘Słucham’ powiedziała...