Story #4
Kolejna noc, a raczej wieczór, spędzony na plaży. Słońce dopiero przed chwilą zatonęło w morzu. Na niebie od wschodu, gdzie dotarł już ciemny błękit, aż po ód, czerwony, pamiętający jeszcze smak słońca, nie było żadnej chmury. Wiał ciepły wiatr, przyjemnie ogarniający ciało. Morze z każdą chwilą zaczynało przypominać czarny aksamit falujący tylko przy podmuchach wiatru. Nie było nawet świateł, krzyża, może to nie ta chwila, może było jeszcze za wcześnie. Fale rozpadały się przy zderzeniu ze skałami. Jedyna zacumowana łódka podskakiwała w górę i w dół.
Czas tu nie płynął, takie odnosiło się wrażenie. Chłopiec poczuł pewien spokój. Wrzeszcie mógł być odprężony. Coś, niewiadomo, co sprawiało, że czuł się dobrze. Jeszcze chwila, a niebo stanie się czarne, wiatr będzie silniejszy, a morze stanie się lustrem odbijającym świat. Zniekształcającym go czyniącym z nim coś przerażającego. W toni jest coś tajemniczego, czego ludzie unikają. Nie chcą tego znać, nie chcą tego doświadczać.
Stało się, wszystko się skończyło, niepokój wrócił, to nieprzyjemne i znienawidzone uczucie. Magia chwili – właśnie się skończyła, pozostała tylko cisza zmącona, co jakiś czas odgłosami wzburzonego morza. Reszta ukryła się w ciemnościach nocy. Chłopiec zamknął notatnik, było już za ciemno by móc zobaczyć cokolwiek na kartce.
A w małym domku zapaliła się świeczka.