• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

anarch

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2009
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Archiwum 01 kwietnia 2004


RI #1

Przygarbiona osoba siedziała na podniesieniu w potężnym krześle. Nad całością jej wyglądu dominował wielki podniszczony cylinder spoczywający na schowanej pod nim głowie. Cienie opadały na jej ciało ogarniając ją i strzępiąc, przez co wydawała się zniszczona i jakby martwa. Mężczyzna wstał, ruszył przed siebie. Za nim pociągnęła się długa peleryna wykonana z twardego czarno-szarego materiału. Był ubrany w garnitur, spod którego wyglądała biała koszula. Podpierał się laską zakończoną matową srebrną kulką zniekształcającą świat, który próbowała odbijać. Szedł przez salę po dziurawym czerwonym dywanie. Zegary postawione we wszystkich kątach pomieszczenia odmierzały czas na swój indywidualny sposób, będąc tak niedokładnymi jak człowiek w swojej systematyczności. Tykały, setkami ‘tyknięć’ wypełniając ciszę swoją niezgrabną muzyką. W zacienionym kącie stało małe krzesełko z rzuconym na nie strojem błazna, co jakiś czas zepsute dzwoneczki poruszały się pod wpływem ruchów powietrza, próbując zadzwonić niewidzialnymi kuleczkami znajdującymi się w środku. Błazna nie było, chyba od zawsze. To znaczy, od kiedy ON przyszedł. Sala była bardzo długa, był już w połowie i zaczynał dostrzegać balkon na drugim końcu. Robił to codziennie, zupełnie jak jakiś magiczny rytuał. Jego zmarszczona twarz, uginająca się pod ciężarem zmarszczek nie wyrażała dosłownie nic. Może prócz pustki i pełnego zdecydowania w tym, co robił. Minął rząd leżących koło siebie hełmów i halabard. Nikt już nie widział strażników - nie istnieli. Może prócz garstki wysuszonych prawie do kości istot o skórze szarej jak mury sądu i oczach zapadniętych gdzieś głęboko w oczodoły. Doszedł w końcu do balkonu, odsłonił szkarłatną zasłonę, wyszedł na zewnątrz, oparł laskę o ścianę a ręce położył na kamiennej barierce. Wyjął zegarek, wskazówki poruszające się w dwóch różnych kierunkach były już prawie się na siebie nakładały. Spojrzał w dal, niebo było czarne, zasnute burzowymi chmurami i dymem wydobywającym się z domów, w których jeszcze ktoś mieszkał. Wokół, na równinach wyrastał las krzyży, do każdego z nich był ktoś przymocowany. Kolejny wyrastał właśnie gdzieś na przedzie, po chwili zjawili się ONI ciągnąc kowala. Złamał prawo, to było pewne, każdy kiedyś je łamie. Prawo było ważne, SĘDZIA był prawem, a nic nie może być ponad nim. Każdy kiedyś je złamie, to tylko kwestia czasu.

Przed kuźnią ułożono narzędzia oraz skórzany fartuch kowala.

I nikt już o nim nie pamiętał.

 

01 kwietnia 2004   Komentarze (6)
Anarch | Blogi