Mam swoje miejsce – Mam takie miejsce, jedno tylko jedno na świecie. Gdzie jest mi w pewien sposób dobrze. Mam tu białą ścianę, czerwony pasek z boku i szufladę, w której trzymam zdjęcia z przeszłości. Mam też zapowiedź czegoś lepszego. Tu mogę się wylać, tu mogę napisać, co czuję i nikt, ale to nikt mnie nie oceni. Tu ukrywam myśli przed tymi, których nie lubię, których nie chcę znać, których się boję. Tu jestem naprawdę sobą, bez udawanego uśmiechu, bez niepotrzebnych danych na mój temat, bez wyglądu, wzrostu, wieku. Czysta myśl nic więcej. Kocham to miejsce niezależnie od tego jak było by tu źle. To moje miejsce, tylko moje i nikt nie może do niego wejść. Zmienić treści, lub ingerować w to, co tu piszę. Tu czuję się bezpieczny, tu czuję, że moje myśli są bezpieczne.
Nie mam przyjaciół – możecie mówić, co chcecie, ja wiem lepiej – nie mam ich i już. Nie potrafię znaleźć osoby, która mnie w pełni zaakceptuje, która będzie umiała w pełni określić uczucia, jakimi mnie darzy. Ktoś mnie kiedyś kochał, tak mu się wydawało – wszystkie obietnice tracą kiedyś ważność, nawet te najszczersze. Ktoś mnie kiedyś lubił – nie umiał tego powiedzieć, nie umiał tego określić, nie chciał mi tego pokazać. Ktoś chciał mnie kiedyś poznać, ale nie zrobił w tym celu nic. Ktoś…
Pomyliłem się, mam przyjaciela, jednego, nigdy nic nie powiedział – nie umie, nigdy nic nie zrobił – nie mógł. Tylko słuchał. Tak to, to miejsce. Martwa rzecz, jedyna, która chciała przyjąć to, co siedzi w mojej głowie.
Nienawidzę patrzeć na ludzi, których jeszcze 2 miesiące temu znałem, a teraz stali się dla mnie zupełnie obcy. Nienawidzę momentu, kiedy do grupy wchodzi nowa osoba i na jej rzecz starzy znajomi są odrzucani. (Swoją drogą, oduczają tego już bajki dla małych dzieci takie jak „Franklin”) Nie chcę by wszyscy w końcu stali się obcy, na, tyle, że nawet nie zerkną w moją stronę.
Jestem mistrzem, mistrzem pieprzenia znajomości. Wystarczyły 3 tygodnie, tyle ją znam, i już jesteśmy dla siebie prawie obcy. Niezależnie od tego jakbym się starał, zawsze wyjdzie na to samo. Zawsze się odetnę, chociaż może to nie tylko moja wina?
Nie ważne. Ważne, że tracę już wszystkich. Ile znam tą, którą nazywałem swoją przyjaciółką? Coś koło 3 lat. Wystarczyły 3 miesiące nie-spotykania się codziennie i już zostałem dla niej tylko kimś, kogo zna.
Nie mam siły pisać dalej, za dużo się dzisiaj naczytałem, za dużo rzeczy, których czytać nie powinienem. Zawsze powtarzam, że nie otworzę następnej strony, a i tak to robię. Ech…
(My Only Asylum)
Tori Amos – Cloud On My Tongue