• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

anarch

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2009
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Archiwum październik 2003, strona 2


< 1 2 3 4 >

Story #21

Czerwone krople spadały na ziemię rozchlapując się na niewielki obszar. Zdawać by się mogło, że tworzą wzory, jednak to tylko złudzenie zupełnie jak z kształtami chmur. Można było na nie patrzeć i swobodnie dobierać kształty. Od nastroju zaś zależało to, co tam zobaczymy. Człowiek widzi to, co chce widzieć, nie to, co jest naprawdę. W miarę jak do wanny napływało coraz więcej wody, krople zamiast rozchlapywać, po prostu się rozpływały. W patrzeniu na to, było coś magicznego, co namawiało do dalszego przyglądania się. To tak jak zabawy dziecka z wodą, kiedy zrozumie, że jeśli wleje wodę do jednego otworu rurki, to ona wyleci drugim. Woda przestała lecieć, kolor czerwony robił się coraz mocniejszy.

Popatrzyła sobie na rękę, jeździła po niej swobodnie idealnie zaostrzonym nożem i co chwila robiła nowe nacięcie, krew spływała małymi strużkami w dół, aby zetknąć się na zewnętrznej części ręki i spaść w dół. ‘Ludzie „tną” się, kiedy mają jakieś problemy’, myślała – ona nie miała problemów. Nie takich, które byłyby wstanie pociągnąć ją do pocięcia sobie ręki.

Pocięła się, bo chciała, w ten sposób znów mogła poczuć się niezależna, wolna. Nikt nie mógł jej tego zabronić. Nikt nie mógł jej powstrzymać, zabrać nóż i kazać iść do swojego pokoju. To był dowód jej niezależności. Wykorzystywała kolejną ludzką cechę. Mogła poranić swoje ciało, mogła wydrążyć w nim dziurę, na własne życzenie, z pełną premedytacją, a organizm i tak po pewnym czasie sam się naprawi. Zupełnie jakby był tylko sługą wykonującym jej polecenia bez względu na to jak są bezsensowne. Sprawiało jej to radość, ta władza, ta swoboda.

Odłożyła nóż, zawiązała sobie bandaż na przedramieniu i włożyła rękę do ciepłej wody. Po chwili wyjęła ją, popatrzyła. Rany za chwilę znów wypełnią się czerwienią, która nie ucieknie już poza nie. Zasklepi otwór, a później rozpocznie się proces reprodukcji tkanki i inne rzeczy, o których uczą człowieka zupełnie jakby tylko po to by mógł sobie popatrzeć na rozcięcie i powiedzieć „wiem jak to się teraz wszystko naprawi”. Wstała, obwiązała się ręcznikiem, wyszła z wanny i odkręciła korek. Podeszłą do okna, otworzyła je, blade światło księżyca w pełni, padało do pokoju. Położyła się na łóżku patrząc w księżyc. Lubiła takie wieczory, było wtedy tak przyjemnie ciepło, księżyc świecił w całej swej okazałości, a za oknem słychać było tylko ciche cykanie owadów…

 

11 października 2003   Komentarze (8)

Story #20 - Soundtrack

Little amsterdam
in a southern town
hominy get it on the plate girl
momma keep your head down
momma it wasn't my bullet

don't take me back to the range
i'm just comin out of the cell in my brain
girl you got to know there days
which side your own

momma got shit
she loved a brown man
then she built a bridge in the sheriff's bed
she'd do anything to save her man
you see her olives are cold pressed
and her best friend is a sun dress
but momma
it wasn't my bullet

round and a round and a round i go
round and a round this time for keeps
father only you can save my soul
and playing that organ must count
for something
girl you got to know these days
which side your on
little amsterdam
shut down today
they buried her with a
butter bean bouquet
and the sheriff now can't ride away
like he said into the sunset
and i won't say
he shouldna paid
but momma
it wasn't my bull

Tori Amos – Little Amsterdam

 

11 października 2003   Komentarze (1)

Story #20

Nie koniecznie trzeba się zachwycać przyrodą, lub rzeczami martwymi. Nawet nie zachwycać, oglądać, obserwować. Aby życie było ciekawsze wystarczy zwracać uwagę na cokolwiek. Nikt przecież nie powiedział, że aby osiągnąć pełnię życiowego szczęścia trzeba zobaczyć lodowce w Reykiawiku czy start promu kosmicznego. Lepiej, można przecież wyrzucić pojęcie szczęścia i przejść do satysfakcji, nie życiowej, ale takiej ze spędzonego dnia. Życie od razu staje się prostsze, obserwowanie czegoś dla samej istoty obserwacji, nieważny jest czas ani miejsce.

Troje dzieci siedziało na zbitych deskach przypominających tratwę z doczepionymi po bokach (także drewnianymi) kołami i jednym, mniejszym, umieszczonym na przedzie. Cała konstrukcja była umocowana do ziemi na sprężynach.. Miało to chyba nieudolnie przypominać samochód. Dzieciom to nie przeszkadzało. One widziały w tym całkiem ładny pojazd mogący je zawieść gdziekolwiek będą chciały. Każde z nich mówiło w swoim języku, nie było najmniejszej szansy na to by jedno zrozumiało którekolwiek ze słów wypowiedzianych przez drugie. Towarzyszyła im więc nieustanna mimika. Siedzieli wszyscy razem, najmniejszy udawał, że próbuje odpalić, jednak za każdym razem gdy pozostała dwójka zaczynała się cieszyć, ten wydawał odgłos podobny do gasnącego silnika. Drugi chłopiec wstał, pomachał rękoma i zaczął popychać samochód. Mały głośno ryknął i samochód już jechał. Dziewczynka siedząca w środku zaśmiewała się głośno. Chłopiec stał i dyszał zmęczony. Odgłos samochodu wzmocnił się, a kierowca pomachał tylko na pożegnanie stojącemu za nim koledze. Wszyscy troje wybuchli śmiechem. Rozległ się odgłos hamulca, chłopiec podbiegł wsiadł i razem pojechali gdzieś daleko.

Przestał opierać się o drzewo, otrzepał koszulkę, uśmiechnięty pod nosem zaczął się oddalać. Nie zachwycał się, nie próbował osiągnąć pełni szczęścia, a jednak sprawiło mu to przyjemność. Oglądanie dzieci bawiących się bez słów, odgrywających swoje małe role bez wcześniej przygotowanego scenariusza. Nie było w tej zabawie nic ukrytego, żadnych alegorii, ale jednak człowiek oglądając ją, uśmiechał się.

W życiu wiele jest momentów, które cieszą, nie muszą być specjalnie wyszukane. Są proste i właśnie ta prostota świadczy o ich wyjątkowości ...

 

07 października 2003   Komentarze (10)

Story #19 - Soundtrack

Spring has come

Worms are showing their faces

Little birds are eating them.

 

Spring has come

Children are going to school

Farm dogs are giving birth to puppies.

 

Spring has come

Women are looking in mirrors

Egg pies are baking.

 

 

Seat Belts – Green Bird (English Translation)

 

07 października 2003   Dodaj komentarz

Story #19

Słońce wpadało przez okno łagodnie rozświetlając pokój. Powietrze było ciepłe, już od samego rana. Usilne próby napisania czegokolwiek na kartce kończyły się fiaskiem. Wstała, odłożyła długopis, popatrzyła na pustą kartkę i wyszła z domu. Nie ma nic tak sprzyjającego pisaniu jak oglądanie świata, kiedy nic nie zakłóca spokoju. Przeszła dróżką koło zagajnika, na trawie wciąż jeszcze była rosa. Szła w stronę „dziurawych” kamieni. Miejsca, w którym myślało się jej najlepiej. Słońce unosiło się nieśmiało na niebie, jednak jego promienie dawały poczucie przyjemnego ciepła na skórze. Weszła pod górę, przeszła przez zwały płaskich kamieni. Usiadła, zwiesiła nogi w dół, ręce położyła do tyłu, oparła je na ziemi, podniosła głowę w stronę słońca zamknęła oczy. Płynęła w myślach, łagodnie, spokojnie. Kołysana przez łagodny wiatr i otulana promieniami słońca.

Otworzyła oczy, akurat przelatywał klucz ptaków. Były wolne, sunęły tam w górze, w grupie, będąc wolne. Ona nigdy nie była wolna w grupie. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał nią dyrygować, a ona nie mogła mu się sprzeciwić. Wybiła się z grupy, ale teraz też nie byłą do końca wolna od wszystkiego. Prawdziwie wolny może być tylko ptak, który nie czuje na sobie żadnego nacisku, ani z dołu, ani z góry. Ptak może bez przeszkód poruszać się we wszystkich trzech wymiarach. Odbywać swój podniebny taniec bez żadnego skrępowania, z pełną gracją. Człowiek ma do dyspozycji tylko szerokość i długość, a każda próba poruszania się w trzeciej płaszczyźnie kończy się upadkiem na ziemię. Chciałaby być ptakiem, czuć wiatr otaczający jej ciało ze wszystkich stron, móc wzbić się w górę i lecieć daleko, nie patrząc na to, co jest na dole. Mogłaby pójść wszędzie, zobaczyć wszystko. Nikt by jej nie zakazał. Nic by jej nie ograniczało. Nie musiałaby wrócić do domu na umówioną godzinę, nie musiałaby wspinać się po skałach. Wystarczyłoby tylko raz machnąć skrzydłami.

Zamknęła oczy jeszcze raz, w myślach była wśród chmur…..

 

04 października 2003   Komentarze (7)
< 1 2 3 4 >
Anarch | Blogi