Story #42 - Soundtrack
Take all your problems
And rip em apart
Carry them off
In a shopping cart
And another thing you
Shouldve known from the start
The problems in hand
Are lighter than at heart
The White Stripes – Little Acorns (Part)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
Take all your problems
And rip em apart
Carry them off
In a shopping cart
And another thing you
Shouldve known from the start
The problems in hand
Are lighter than at heart
The White Stripes – Little Acorns (Part)
Śnieg skrzypiał pod nogami, słonce schowało się już za horyzontem, ludzie przechodzili gdzieniegdzie podziwiając ozdoby w oknach sąsiadów. Uliczka była długa, z obu stron najeżona małymi drewnianymi domkami ze szpiczastymi dachami obsypanymi śniegiem i ozdobami wszędzie tam gdzie dało je się umieścić. Latarnie uliczne oświetlały okolicę i śnieżnobiałe chmury nad nią. Szedł z głową spuszczoną w dół i rękoma w kieszeniach kurtki. Myśli stały w miejscu, mrużył oczy obserwując czubki swoich butów. Dookoła była prawdziwa zima. Podniósł wzrok, ulica wydawała się zamglona, zwężona, chmury przesuwały się szybko po niebie, ludzie przechodzili obok zupełnie jakby nie istniał. Czas zwolnił, ciągnął się jak toffi. Ręce zwisały teraz w dół poruszając się razem z ciałem. Kurtka była rozpięta a szalik odwiązany. Skręcił w jedną z mniejszych uliczek. Podszedł do wystawy, spojrzał na nią, jego twarz odbijała się niewyraźnie w szybie. Lustro jest bardzo ważne, patrząc w nie widzimy swoją twarz jednocześnie jednak patrzymy jakby na inną osobę, której myśli znamy. Lustra mają magiczną moc, podobno kradną część osoby. Odbicie pozostaje aż do momentu, kiedy wyjdziemy poza ramę, wtedy odbicie odchodzi, czasem gubiąc się gdzieś po drodze. Patrząc na swój obraz łatwiej jest nam się ocenić. Oczy i reszta twarzy tak sprytnie ukryte przed nami przez większość dnia są teraz widoczne, zdradzają nas.
Przytknął czoło do szyby, ręce nakrapiane były popękanymi krwinkami, wystukiwały na gładkiej powierzchni jakiś rytm. Podniósł je, spojrzał. Nic nie czuł, nie było zimno, nie było bólu ani nawet myśli. Tabletki przeciwbólowe czynią cuda. Zagłuszają wszystko to, co w życiu codziennym dociera do nas ze wszystkich stron. Wyciszają bodźce, a tym samym odgradzają nas od rzeczywistości. Pozwalają zapomnieć o bólu a jednocześnie i o reszcie życia…
…
Damn somethin’ more should be here, I think Physically handiccaped
Mrok wypełniał wszystkie zakątki pokoju, noc była już w bardzo zaawansowanym stadium rozwoju i większość istnień na wyspie spała bezpiecznie w swoich domach. Blask monitora oświetlał mu twarz i mały kawałek ściany, przy której stał. Z przyciszonej wierzy na drugim końcu pokoju sączyła się szybka muzyka, która najwyraźniej zatrzymywała się na niewidzialnej barierze obok jego głowy, nie dopływając nigdy do uszu. Była tylko po to by powietrze nie stało, martwe, w miejscu i by cisza nie dała się czuć aż tak bardzo. Siedział w wielkim fotelu biurowym z oparciem przy ścianie i nogami wyciągniętymi pod blatem. Nie ruszał się i wpatrywał cały czas w ekran, co jakiś czas jedynie przerywając tą czynność na sięgnięcie po kubek z sokiem z pomarańczy. Było to dość monotonne i na dłuższą metę przyglądanie się tej sytuacji bez zagłębiania się w szczegóły stawało się nużące.
Wstał i przeszedł do drugiego pokoju. Stanął na środku, rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Otworzył szafę, przerzucił parę ubrań leżących na jej podłodze i wyjął długi koc. Później wyszedł do kuchni ciągnąc za sobą materiał, zrobił sobie herbatę i wrócił do komputera. Usiadł w fotelu, podkurczył nogi, przykrył się kocem i próbował wypić powoli swoją herbatę.
Niech obserwator zbliży się jeszcze trochę
Oglądał obraz z kamery internetowej pokazującej ruchliwą ulicę i sklepik z pamiątkami znajdujący się przy niej. Miejsce musiało być gdzieś daleko, w innej strefie czasowej, ponieważ było tam jasno. Ludzie przechodzili, zatrzymywali się przy stojaku z pocztówkami, rozmawiali, witali się, biegli gdzieś w pośpiechu lub przywoływali taksówki machając wysoko wyciągniętą ręką. Patrzył na każdą jedną osobę pojawiającą się w kadrze. To dawało dowód na to, że życie toczy się wszędzie niezależnie od najbliższego dla nas świata i tego, co zrobimy. Był to obraz milionów możliwości na przeżycie własnego życia. Ta ilość go przytłaczała, ale zarazem fascynowała…
Outrun the fight
I use to hide
in quiet places
I'll rephrase my cry
For I would keep on wondering
the rest of my life
You're all moving too fast
My biggest fear is
that we'll never ever last
I know, it's not that easy
Let's hit the brakes
Don't take no time
Unless there's a crime
to be committed
I guess we lost our faith
While we stand and wait
untill nothing ever happens
I know, it's not that easy
Let's hit the brakes
The Gathering - Rollercoater
Zapach kawy z kubka unosił się w powietrzu. Lubiła ten kubek, był gruby, zielony i zawsze wydawał się być ciepły. Siedziała na dużym krześle przy stole, nogi zwisały jej w powietrzu, ręce miała skrzyżowane i ułożone na stole, na nich opierała podbródek. Patrzyła jak cieniutka strużka rozgrzanego powietrza ulatuje z kubka. To było uspokajające w całej swej monotonii. W pokoju było ciemno, wszystkie rolety były porozwijane. Półmrok, cisza i aromat kawy tworzyły bardzo dobrą atmosferę do myślenia lub po prostu odpoczynku. Odpoczywała już tak dwa dni, w odosobnieniu. Musiała odizolować się na jakiś czas od świata, który zaczynał ją męczyć. Zamknęła oczy i znów wyłączyła się na chwilę. Otworzyła je wyprostowała się, wzięła kubek i sączyła kawę małymi łyczkami. Odwróciła się w stronę małej drewnianej szafki z przeszklonymi drzwiami. Popatrzyła w swoje odbicie. Odłożyła kubek i przysunęła się z krzesłem trochę bliżej prowizorycznego lustra. Przyjrzała się samej sobie, uśmiechnęła.
Wiele razy prowadziła ze sobą rozmowy. Nie na głos, wstydziła się swojego głosu, w myślach. Zdawało się, że była jedyną osobą, która mogła zrozumieć ją samą. Odnosiła takie wrażenie za każdym razem, kiedy widziała swoje oblicze. Uśmiechała się wtedy jak na powitanie przyjaciela, osoby bardzo ważnej. Wykluczając stronę przeciwną rozwiązywała problem konwersacji i zrozumienia. Nie musiała czekać na odpowiedź drugiej osoby, ponieważ znała ją jeszcze przed wypowiedzeniem pytania. Takie zmechanizowanie potrzeby kontaktu dawało pewną swobodę, ale też ograniczało jej umysł do jednego tylko wariantu.
Zdawała sobie z tego sprawę i jakkolwiek indywidualna byłaby jej osobowość nigdy nie dopuściłaby, aby to wszystko poszło za daleko. Wstała, wypiła resztkę kawy, nałożyła sandały i wyszła z domu. Szła dróżką na wprost aż do rozwidlenia, w dół i w górę. Miała dwie możliwości, aż dwie możliwości. Ruszyła w górę, widziała, że siedzi na schodach przed domem.
Żyjąc z innymi, dzięki kontaktom i rozmowom tworzymy samych siebie i swoją osobowość poprzez obraz nas samych powstający w głowie innej osoby. Będąc samemu wyzbywamy się swojego człowieczeństwa i ograniczamy nasze JA do jednej tylko osoby, nas samych…