Story #18
Wracał do domu. Musiał przecież wrócić. Zostawanie w tym miejscu byłoby po prostu śmieszne. Tak mógłby zrobić ktoś kto chce grać człowieka z problemami. On nie chciał grać. On był sobą, a to czy miał problemy czy nie to już całkiem inna sprawa. Człowiek kiedy zaczyna myśleć nad sobą, zdaje sobie sprawę z tego jak żałośnie się zachowuje. Jego umysł przejmuje kontrolę i głośno śmieje się z tego postępowania. Istotą bycia nie jest załamanie, choroba czy coś podobnego, a jedynie byt, samo istnienie. Wolne i nieskrępowane. Bez zbędnych „wzniosłych” uczuć, zawsze interpretowanych przez umysł w ten sam sposób. W tym też tkwił problem. Śmiech, który słyszy się w głowie pogrąża jeszcze bardziej, a w miarę pogrążania nasila się. Jedynym wyjściem jest natychmiastowe skończenie z problemem.
Teraz szedł w dół zbocza po krótkiej trawie, nie patrząc na to, co niszczy swoimi stopami. Starał się wyłączyć ten głos oceniający wszystko surowo i według jednej tylko reguły. Nie patrzył w niebo, ani w trawę, ani nawet w przód. Jego oczy były puste. To tak jak wtedy, kiedy bardzo o czymś myślimy. Wyłączamy oczy, które bezwiednie patrzą wprost nie skupiając się na niczym konkretnym, będąc pustymi. Jedynym wyjątkiem było to, że On nie myślał. Wyciszył wszystko w swojej głowie, miał tylko jeden cel, dojść do domu. Przeszedł koło plaży, dalej w górę krętą dróżką prowadzącą wzwyż kolejnego wzniesienia.
Usiadł na krześle, otworzył notes, wybrał ołówek, zaczął kreślić. Najpierw niewyraźne kształty, później po woli jak to się robi ze szkicami, dodawał szczegóły. Tworzył obraz swojego umysłu skupiającego się na jednej tylko rzeczy. Musiał się wylać, na coś. Tym razem nie chciał pisać. Teraz wolał rysować, to dało mu spokój. Myśli powoli wracały na miejsce.
Pamiętał, jak każdego dnia obiecywał sobie, że się zmieni. Że będzie inny. Że odegra jakąś rolę, która zapewni mu szczęście. Co jakiś czas zmieniał tylko scenariusze. Podkładał postacie i znów przysięgał, że od następnego dnia będzie innym człowiekiem. Może wtedy ktoś go zaakceptuje do końca. NIE MÓGŁ. Nie umiał, fałsz jego własnej osobowości, jego bytu, tego, co kształtowało się przez tak długi czas. Któregoś dnia nie obiecał sobie tego, zaakceptował rzeczywistość. Wtedy był już sam.
Popatrzył na rysunek. Miała długie włosy opadające na twarz……