• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

anarch

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Czerwiec 2009
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003
  • Styczeń 2003
  • Grudzień 2002
  • Listopad 2002
  • Październik 2002
  • Wrzesień 2002

Najnowsze wpisy, strona 6


< 1 2 ... 5 6 7 8 9 ... 78 79 >

Story #73

Malutkie impulsy elektryczne szybko przebiegały w tą i z powrotem po swoich neuronowych autostradach. Miliony informacji dotyczących tylko jednego małego w skali całego organizmu zdarzenia były przesyłane z niewyobrażalną prędkością, Każdej akcji towarzyszy reakcja – krew tłoczyła się w okolicach skroni, malutkie cząstki organizmu otrzymały rozkaz rozsunięcia się, inne przestały istnieć tworząc ubytki w swoich miniaturowych strukturach. Skład chemiczny płynów mózgowych uległ radykalnej zmianie zapobiegając dotychczasowym procesom myślowym i kierując je na zupełnie inny tor. Mięśnie zaczęły się dusić i powoli rozluźniać, dłoń przestała być napięta. Płuca wypuściły przetrzymywane na bezdechu powietrze. Nastał spokój nieistnienia.

 

(…)Siedział w kącie zaciemnionego pokoju. Światło księżyca wpadało jedynie przez okno w dachu. Panowała przerażająca wręcz cisza. Tym razem nie świeciły się nawet lampki kontrolne w sprzęcie Audio. Pokój wyglądałby na opuszczony, gdyby nie on, siedzący pod ścianą. Czuł niepokój, coś nienaturalnego w środku siebie, zupełnie jak kiedyś przed kilkoma laty, kiedy następowały w jego życiu ogromne zmiany. Nie lubił zmian, od zawsze bardziej odpowiadała mu rutyna. To właśnie nie dawało mu spać i wpędzało go w ten dziwny stan. (…)

 

(…)Słońce świeciło mu prosto w twarz, siedziała obok niego śmiejąc się z czegoś co przed chwilą powiedział. Dookoła panowała atmosfera snu, lub jakiegoś narkotycznego stanu, kiedy wszystko dzieje się tak powoli, a człowiek ma czas na dogłębną analizę nawet czegoś tak krótkiego jak mrugnięcie okiem. Czuł jakby właśnie się obudził w zupełnie obcej sytuacji, jednak miał na tyle czasu aby już do niej przywyknąć. Popatrzył jej w twarz, wydawała mu się taka bliska i przyjazna. Chciał wyrazić to jakimiś słowami, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nic wartego powiedzenia w tej sytuacji. Wszystko brzmiało tak banalnie. Przyłożył dłoń do jej czoła. Uśmiechnął się. (…)

 

(…)Krople deszczu spływały jej po włosach i twarzy, wyglądała na kompletnie przemoczoną. Była taka bezbronna, samotna, potrzebująca pomocy. Odszedł od okna i zszedł po schodach. Zapalił światło i powoli przeszedł przez salon aż do drzwi wejściowych, otworzył je i patrzył na nią. Bez słowa weszła do domu, trzęsła się z zimna – stanęła na środku salonu i patrzyła na niego. Nie potrzebowali słów aby się zrozumieć, w tej właśnie chwili wszystko było jasne. Przyniósł jej ręcznik i wyszedł do kuchni zrobić im kawy. Kiedy wrócił ona dalej czekała bez ruchu.(…)

 

Dłoń zsunęła się z oczodołu i powędrowała w okolice ucha. Powieka lekko zadrgała, otworzyła się, światło natychmiast dostało się do oka, wlatując przez nienaturalnie wielką źrenicę. W środku jednak zgubiła drogę nie mogąc dostać się do siatkówki. Kolejne promienie wpadały do środka i również przestawały istnieć zanim dotknęły komórek światłoczułych. Organizm bezskutecznie wstrzymał ruch na wielu neuronowych autostradach tylko po to by wysłać sygnał do rozszerzonej źrenicy. Nie reagowała.

 

Kiedy znów zaczyna się istnieć, a rzeczywistość jest tak różna od tej którą się zostawiło, można się naprawdę pogubić. Wtedy dzieją się dziwne rzeczy, ludzie się zmieniają, stają się dobrzy lub źli. Odważni lub przestraszeni tym co właśnie widzą. Czasem ich jedno oko nie widzi już rzeczywistości a jedynie przeszłość – tak bardzo chce tam podświadomie wrócić - w miejsce gdzie wszystko było poukładane, jasne i wyraźne. Niezależnie od tego jak daleko by się znajdowało.

 

13 marca 2006   Komentarze (5)

Story #72 - Soundtrack

Love, let me sleep tonight on your couch
And remember the smell of the fabric of your simple
city dress
Oh... That was so real
We walked around 'til the moon got full like a plate.
The wind blew an invocation
And I fell asleep at the gate... And I never stepped
- on - the - cracks - 'cause
- I - thought - I'd - hurt - my - mother
... And I couldn't awake from the nightmare
That sucked me in and pulled me under
Pulled me under

Oh... That was so real


Jeff Bukcley - So Real

27 lutego 2006   Komentarze (1)

Story #72

Czuła bezradność. Leżąc na środku zaciemnionego pokoju w samej bieliźnie, czekała aż kolejna minuta odejdzie w niepamięć. Przestała się już nawet starać coś ze sobą zrobić, ubrać się, odsłonić rolety, wyłączyć telewizor z którego wydobywały się coraz bardziej niezrozumiałe dźwięki. Sięgnęła ręką w stronę szafki, otworzyła szufladę prawie nie ruszając się z miejsca, wyjęła z niej mały pomarańczowy pojemnik, zamknęła oczy.

 

Był słoneczny dzień, taki kiedy wszystko idzie po twojej myśli, czas płynie swoim własnym tempem, a ludzie dookoła wydają się być zwykłymi statystami, poruszającymi się bez celu, jakby ich życie było zupełnie nieistotne. Siedziała na łące w dolinie, tej samej na którą kiedyś tak często przychodziła. Źdźbła trawy lekko muskały jej odsłonięte ramiona i sprawiały, że opierająca się na nich matowo czarna spódnica wydawała się unosić. Odgarnęła włosy za ucho przy towarzyszącym temu brzęku koralików i obrączek. Czekała. Odczuwała pewien rodzaj podekscytowania, jak za każdym razem kiedy to ona była pierwsza na miejscu spotkania. Odwróciła się, schodził w dół wzniesienia, miał opuszczoną głowę, ręce w kieszeniach, był lekko przygarbiony i jak zwykle wyglądał tak jakby myślał teraz zupełnie o czymś innym niż spotkanie z nią. Jednak kiedy tylko podszedł twarz mu się rozjaśniła, skupiał się już tylko na niej. Uśmiechnęła się do niego, czuła się przyjemnie, spokojnie. Kiedy coś staje się rytuałem, a reguły gry są już ustalone i co najważniejsze akceptowane przez obie osoby, nie ma nic lepszego niż sama rozgrywka. Daje poczucie ciągłości zdarzeń, sprawia, że każdego dnia warto wstać, choćby po to, by pomachać drugiej osobie przez okno. Usiadł koło niej i wpatrywał się w jej twarz przez moment, ‘witaj’ powiedział wciąż się uśmiechając.

 

Otworzyła oczy, sufit przez chwilę starał się ustawić na wysokości w której był kiedy widziała go po raz ostatni. Ostrość wróciła chwilę później. Coś ścisnęło jej gardło, bezradność wróciła łącząc się ze smutkiem. Ukryła twarz w dłoniach.

A co jeśli wszystko to tak naprawdę tylko jedna z chorych halucynacji? Jeżeli nawet to co pamiętamy tak naprawdę tylko nam się wydawało? Jest taki czas, kiedy zaczyna się wątpić we rzeczywistość i wspomnienia. Wtedy kiedy, umysł  bawi się z nami, dając idealnie rzeczywiste złudzenie normalnego życia. Nie wiadomo już co jest prawdą, a co tylko kolejnym narkotycznym złudzeniem wywołanym obniżeniem neurohormonów. Co wtedy ma sprawić by kolejny oddech był warty tego by go wykonać?

 

27 lutego 2006   Komentarze (2)

Story #71

Patrzę na stół

podpieram głowę

nie mogę nic

i wszystko mogę

chce mi się żyć

wypijam wodę

 

W umyśle odtwarzał w kółko to samo nagranie, powoli bez pośpiechu tworzył kolejne sceny: Podchodził do biurka, wyjmował z niego kasetkę, którą otwierał kluczem przyczepionym do portfela. Kolejno wyjmował z niej zużyty kapsel, plik biletów z koncertów, dwie paczki ozdobnych zapałek, spinkę do włosów, niezidentyfikowaną tabletkę, starą monetę, podniszczonego ‘zappera’ i kartę ‘Seal Of Doom’. Potem siadał przy blacie, zapalał lampkę i oglądał wszystkie rzeczy jedna po drugiej, zupełnie jakby doszukiwał się jakichś niewielkich, prawie niewidocznych zmian, które nastąpiły od razu kiedy je widział. Robił to wszystko bez większych emocji, przynajmniej takowych nie dało się zauważyć. W środku jednak, to było dla niego od zawsze coś bardzo ważnego. Przez całe życie zbierał typowe ‘śmieci’, które jednak w jakiś sposób przypominały mu o przeszłości. Walczył w ten sposób z panicznym lękiem przed tym, że mógłby zapomnieć o czymś naprawdę ważnym. Każdy przedmiot miał swoją historię, każdy momentalnie przywoływał sytuację w której trafił w jego ręce

Wstał z ławki, był ciepły wiosenny dzień, jeden z tych w których czuć, jak świat budzi się z zimowego snu. Nie ma wtedy nic lepszego, niż siedzenie w słońcu, gdzieś w przyjaznej okolicy. Czuł się jednak trochę nieswojo, właśnie teraz, właśnie w tej chwili chciał wejść do pokoju, otworzyć szufladę i zacząć ‘przegląd’, operować symbolami swojej egzystencji, charakterystycznymi tylko dla jego osoby, niepowtarzalnymi świadectwami tego, że istniał.

 

 

 

29 stycznia 2006   Dodaj komentarz

Story #71 - Soundtrack

Terry S. Taylor - Klaymen Shuffle

bombuuuu
bzzuuuzuzuuzuuu
(...)

29 stycznia 2006   Komentarze (5)
< 1 2 ... 5 6 7 8 9 ... 78 79 >
Anarch | Blogi